"Ogarnęły mnie fale śmierci...", czyli o życiu na krawędzi...

Ps 18,5-7

"Ogarnęły mnie fale śmierci
i zatrwożyły mnie odmęty niosące zagładę;
oplątały mnie pęta Szeolu,
zaskoczyły mnie sidła śmierci.
W moim utrapieniu wzywam Pana
i wołam do mojego Boga;
usłyszał On mój głos ze swojej świątyni,
a krzyk mój dotarł do Jego uszu."

Na ziemi człowiek bytuje na granicy dwóch światów - królestwa życia i królestwa śmierci. Żyje, ale wie, że umrze [Ogarnęły mnie fale śmierci. (...) zaskoczyły mnie sidła śmierci]. Na szczęście widzialny świat to nie wszystko. Jest Królestwo BOGA. Dlatego człowiek modli się do Stwórcy [wzywam Pana]. Bóg słyszy ludzki krzyk [krzyk mój dotarł do Jego uszu]. I odpowiada...

Antonina Krzysztoń, Krzyżu święty...: https://www.youtube.com/watch?v=yA8oXk94c-s&ebc=ANyPxKpqZJ_4Sfc5s0BC0avP_L-raJZLfMAz4ox3mqMaWeAxgPw5TS0pcwsC61nsLjyA1tPZ5-CRe4tnAZpMR3EW6CpfvOBELw

Komentarze

  1. '"nie kłamstwa,lecz prawda zabija nadzieję.."(J.Andrzejewski 'Bramy raju")


    NIKOGO NIE WZYWAM!
    DO NIKOGO NIE WOLAM
    NICZEFGO NIE POTRZEBUJE !!!!
    NIE POTRZEBUJE!!!!!!!

    2TM422"+++

    OdpowiedzUsuń
  2. CO do tego co zabija nadzieję...
    "poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli"... jeśli tak się nie dzieje to może to, co odkrywamy to wcale nie jest prawdą... podoba mi się to zdanie Gajdów, że Bóg nie straszy, więc jak coś nas straszy, to nie jest to Bóg.
    Myślę też, że jesteśmy jako ludzie ciągle zagrożeni myśleniem faryzeuszów. Oni mieli swój obraz tego jak Bóg ma się objawić, co ma robić... Przyszedł Jezus i może dlatego go nie zaakceptowali bo wyłamywał się z ich schematów, które dawały im poczucie bezpieczeństwa...przyszedł Bóg, ale faryzeusze nie byli za bardzo zaintereowani zmianą sposobu myślenia...to Bóg miał się dostosować do ich schematów i potwerdzać swoja wszechmocą ich wizję rzeczywistości.... Tak mi się wydaje, że to co Jezus dokonał, to wysłużył nam łaskę uświęcającą, która sprawia, że możemy być szczęśliwi w każdych okolicznościach... tylko widzę po sobie, że ja wcale nie chcę wpsółpracować z tym, co się dzieje w moim życiu, tylko wolałabym nie doświadczać niczego, co powoduje mój lęk. Tymczasem przekonuję się, że za każdym razem jak doświadczam bólu i lęku, to mam szansę wejść w miłość. Tez oczywiście nie cierpię potrzebować, ale jak mamy doświadczyć miłości jeśli nie poznamy najpierw własnej bezbronności?... Pamiętam jak zaczęłam pracę, to sobie nie radziłam i sporo płakałam, ale to mnie nauczyło m.in. prosić o pomoc... i często jak działo się coś czego chciałabym jak najbardziej uniknąć, ale zdołałam to zaakceptować i zastanawiać się w kategoriach co chciałabym robić, co mogłoby mi pomóc, czego bym potrzebowała (i starałam się tego poszukać), to czasem udawało mi się przecierpieć lęk i naprawdę się rozwinąć.
    Tylko to jest właśnie ta trudność (moim zdaniem), że trzeba zaakceptować sytuację i często zrobić taki ruch, który jest trudny. Jak się usłyszy w sercu, jaki krok jest do podjęcia, to trzeba zmobilizować całą odwagę i spróbować... i sprawdzić jakie to przyniesie owoce. A z czasem można się nauczyć podejmować tę walkę duchową szybciej, łatwiej i efektywniej :) i to się chyba nazywa wzrastaniem w cnocie :) (oczywiście to jest moje zdanie :)
    Pewnie można to w różny sposób nazwać. Ale sądzę jednak, że nie da się uniknąć wchodzenia w sytuacje, których się boimy... Ja np bardzo się boję odrzucenia... ale za każdym razem jak czuję się odrzucona, to jest moja szansa, żeby ten lęk został uzdrowiony, bo mogę np nauczyć się bronić, albo w ogóle spróbować zareagować inaczej niż ucieczką i zamykaniem się...i zobaczyć jakie to przynosi owoce... a z czasem w miarę uzdrawiania tego lęku mogę zacząć autentycznie kochać, a nie spełniać czyjeś oczekiwania np z lęku przed odrzuceniem. Koleżanka mi też opowiadała, że jak podjęła pracę w szkole to był koszmar, ale to ją zmusiło do pójścia na szkolenie i potem była wdzięczna tej pierwszej klasie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ....o czym ty pisxesz????

      2Tm422++

      Usuń
  3. " jak doswiadczam bólu i leku to mam szanse wejść w miłość"..?????..

    ja tez kiedyś tak myslałam ze gdy będę cierpieć to ktoś może mnie pokocha.. pochyki się zatrzyma...

    dziś wiem ze mojn bol który mnie tak boli ze się dusze wymiotuje .śni żadne pieniądze świata ani nic na świecie nic.nic nie sprawi ze ktoś mnie pokocha..nawet gdybym wyła w ciemnej nocy naccaky gkis..nikt nikt nie usłyszy..nikt sue nie odezwie ..najwyżej ktoś krzyknie żebym się zamknęła bo inni chcą spać


    2tym +++.

    OdpowiedzUsuń
  4. mówiąc o wejściu w miłość nie miałam na myśli tego, że ktoś mnie pokocha... tylko o ruchu, który jest po mojej stronie... to nie cierpienie przecież sprawia , że zasługujemy na miłość, tylko mamy prawo do miłości za darmo... a gdybyś tak zamiast wyć w nocy (jak to napisałaś) spróbowała poszukać pomocy, żeby wyjść tego cierpienia, o którym piszesz, a jak już będziesz mogła przestać krzyczeć z bólu, tylko zechcesz spokojnie rozmawiać z ludźmi, to czemu po prostu nie pójść do kogoś na kawę albo herbatkę... i powiedzieć np: chciałabym przyjść... cy mogę posiedzieć?... ja bym tak widziała w tej sytuacji wejście w miłość - najpierw pomóc sobie (tak słyszałam o terapii - że to my pomagamy sobie), żeby móc nie cierpieć, a potem przyjąć obecność i miłość za darmo

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz