"Słowa, które Ja wam powiedziałem, są duchem i są życiem...", czyli o Życiu w SŁOWIE...

J 6,55.60-69

"W synagodze w Kafarnaum Jezus powiedział: Ciało moje jest prawdziwym pokarmem, a Krew moja jest prawdziwym napojem. A spośród Jego uczniów, którzy to usłyszeli, wielu mówiło: Trudna jest ta mowa. Któż jej może słuchać? Jezus jednak świadom tego, że uczniowie Jego na to szemrali, rzekł do nich: To was gorszy? A gdy ujrzycie Syna Człowieczego, jak będzie wstępował tam, gdzie był przedtem? Duch daje życie; ciało na nic się nie przyda. Słowa, które Ja wam powiedziałem, są duchem i są życiem. Lecz pośród was są tacy, którzy nie wierzą. Jezus bowiem na początku wiedział, którzy to są, co nie wierzą, i kto miał Go wydać. Rzekł więc: Oto dlaczego wam powiedziałem: Nikt nie może przyjść do Mnie, jeżeli mu to nie zostało dane przez Ojca. Odtąd wielu uczniów Jego odeszło i już z Nim nie chodziło. Rzekł więc Jezus do Dwunastu: Czyż i wy chcecie odejść? Odpowiedział Mu Szymon Piotr: Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego. A myśmy uwierzyli i poznali, że Ty jesteś Świętym Boga."

Słowa Pana zapowiadające Eucharystię [Ciało moje jest prawdziwym pokarmem, a Krew moja jest prawdziwym napojem] rodziły odzew. A spośród Jego uczniów, którzy to usłyszeli, wielu mówiło: Trudna jest ta mowa. Któż jej może słuchać? SŁOWO może być jak twardy orzech do zgryzienia i jak ciężar dźwigany przez niosącego. Abstrahując od nauki o Eucharystii, Słowo Pana zdaje się być twarde, gdyż jako ludzie mamy wielki problem ze zrozumieniem Bożych planów. Częstokroć to, co dzieje się w życiu, może być dla nas zbyt trudne do pojęcia i przyjęcia... Zdarza się, że Słowo Boże jest ciężkie jak wielki krzyż... Mam nadzieję, że właśnie wtedy Pan chce nam powiedzieć: "Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążenie jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie.." [Mt 11,28n]. W rozmowie z uczniami w Kafarnaum, Jezus powiedział: To was gorszy? A gdy ujrzycie Syna Człowieczego, jak będzie wstępował tam, gdzie był przedtem? Co Pan miał na myśli? Ukrzyżowanie? Wniebowstąpienie? Być może i jedno, i drugie. Bez wątpienia obraz Ukrzyżowanego był źródłem zwątpienia i zgorszenia dla niejednego ucznia Pana. Wniebowstąpienie, choć było odejściem do Chwały Ojca, również mogło wzbudzić rozczarowanie, gdyż Żydzi oczekiwali na to, że Mesjasz przywróci świetność Narodowi Wybranemu i rozprawi się z okupantem rzymskim... Królestwo Boże to jednak przestrzeń MIŁOŚCI i DUCHA ŚWIĘTEGO. Dlatego Pan nie czekając na odpowiedź szemrających uczniów dodał: Duch daje życie; ciało na nic się nie przyda. Słowa, które Ja wam powiedziałem, są duchem i są życiem... Prawdziwe i głębokie życie jest trwaniem w przyjaźni z Bogiem... A to dzieje się dzięki DUCHOWI - dawcy Życia i SŁOWU, przez które Duch Ożywiciel działa...
Wiem, że to, co napisałem, jest pewnego rodzaju teorią. I czasem zdaje się, że w świecie, w którym jesteśmy zanurzeni, są dwa wymiary. Pierwszy to Boży wymiar - wszystko, co pochodzi od Pana Boga - SŁOWA, MIŁOŚĆ, ŻYCIE, DOBRO, BŁOGOSŁAWIEŃSTWO, DROGA do NIEBA. Jest jednak i drugi wymiar - ciemny, mroczny, niemiły, naznaczony perspektywą przemijania i śmierci, niszczący, zły, oddalający nas od Nieba..

Nie tak dawno otrzymałem na blogu komentarz... "Wiadomość" (za wiedzą i zgodą Autorki) czekała aż do dziś. Myślę, że dzisiaj - w kontekście dotknięcia dwuwarstwowości życia - jest sposobność, by tę wypowiedź zamieścić. Postaram się na nią odpowiedzieć...
"Człowiek paschalny opiera swoje życie na SŁOWIE.. Mentalność paschalna to styl myślenia, który zasadza się na zawierzeniu Bożemu Słowu.. Maryja jest zatem piękną ikoną człowieka paschalnego.."
Maryja - wzór nieosiągalny..
Bóg dał Jej wszystko.. BEZ GRZECHU POCZĘTA, święta, chroniona od wszelkiego zła i grzechu.. Bóg stworzył dla Niej "bajkowy świat".. Cudowny mąż, opiekun, przyjaciel.. Nikt nigdy Jej nie skrzywdził, nie zranił, nie zawiódł, nie zdradził, nie poniżył, nie wykorzystał, nie wyśmiał.. Mąż Jej nie zdradził, nie okłamał, nie zawiódł, nie oszukał.. Nic dziwnego, że uwierzyła słowu..
Dlaczego Ona miała to wszystko..?
Miała bliskość, miała poczucie bezpieczeństwa, oparcie.. Miała miłość..
Co w tym dziwnego, że ufała? że uwierzyła..?
To jest świat z moich marzeń..
Bajkowy świat..
A gdzie zwykły szary świat, zwykli ludzie??
A gdzie w tym wszystkim miejsce na mój świat??
Dlaczego tak mało pisze Ksiądz jak znajdować, jak odczytywać Ewangelię w szarych zwykłych dniach..? Pisze Ksiądz z taką łatwością.., o życiu tak pięknym, doskonałym, idealnym.., ale tak odległym od prawdziwego.., od rzeczywistości..
Czytam i każdego dnia widzę bardziej, że to zupełnie nie mój świat, że nie ma w nim miejsca dla takich jak ja.. Zbyt idealny i piękny, żebym mogła w nim być.., w nim żyć..
To świat piękna i ideałów, do którego nie pasuję.., a na który patrząc, który obserwując, coraz bardziej i wyraźniej widzę, kim jestem, widzę nicość.., i swoje ubóstwo....
Cieszę się, że jest Ksiądz szczęśliwy i że tak Ksiądz widzi życie.. Bo ja widzę je zupełnie inaczej.. I NIE POTRAFIĘ W NIM ZNALEŹĆ NIC, CO BY SIĘ MOGŁO PODOBAĆ BOGU.. NIC WARTOŚCIOWEGO.. Nic..
(..) Dlaczego Chrystus - Bóg cierpiał tylko "3godziny", a nie "3 lata"?? Cóż to jest dla Boga wytrzymać 3 godziny?? Przecież był Bogiem, dałby radę.. A zwykły, słaby człowiek musi wytrzymać dłużej, "3 lata".., "30 lat".. Skoro Bóg nie dał rady, to jak człowiek ma to wszystko wytrzymać.. I skąd ma brać siłę, skoro Bóg aż tak nas nie wyposażył jak Maryję..??
Nie zadbał o nas aż tak..
Nie każdy dostał życie jak z bajki.., i rozkochanego.., oddanego księcia..
Tak.. Jestem pełna żalu.., rozgoryczenia, może nawet zazdrości.. To nie jest sprawiedliwe.. To boli..
To odbiera resztkę nadziei..
Tak dziś to czuję..
Widzi Ksiądz tylko to, co na górze, widzi radość, euforię, wyżyny życia duchowego.., uniesienia.., a tam na dole też jest życie.. Nie ma euforii, nie ma tyle radości, życie duchowe pełza w błocie.., brudzie, słabe, ale walczące.., i potrzebujące wsparcia.., potrzebujące słów pisanych sercem..
Bo nie tylko doskonałość istnieje..
"Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego" - wierzę, naprawdę wierzę, ale chyba za mało..
Teraz jestem w głębokiej, ciemnej dolinie.. Jestem sama.. I wszystko mi jedno, dokąd ona prowadzi.., dokąd dojdę.. Wszystko mi jedno.. Mogę nawet tu zostać na zawsze.., żeby tylko mieć spokój.., ciszę.., aby nie słyszeć siebie, swoich myśli.., nic już nie czuć.., przestać kochać.., cierpieć.., przestać myśleć.., zamknąć oczy.., przestać płakać.., nikogo już nie obciążać sobą..
..cichutko w kącie zasnąć.. I nic już nie czuć..
..odejść.. I nic nie czuć..
..nic..
Hi3,20..
2Tm4,22+++

Zacznę od fragmentu książki o. Augustyna Pelanowskiego zatytułowanej Siódmy rozdział:
Wyobraź sobie, że jesteś słynnym pisarzem, znanym literatem, którego książki wprost znikają z półek księgarskich. Pisze się o tobie jako o znakomitym i poczytnym powieściopisarzu. Postanowiłeś napisać dzieło życia,a w nim opisać swą historię. Przez pół roku siedziałeś przy biurku i stukałeś w klawiaturę komputera. Wreszcie odetchnąłeś. Skończyłeś pisać. Książka jest wreszcie gotowa! Nosi tytuł "Moje życie". Ma siedem rozdziałów, 1260 stron, a na każdej z nich znajduje się 46 wierszy.
Kiedy już poprawiłeś wszystko, pobiegłeś do wydawnictwa. Po drodze jednak przestraszyłeś się: ktoś może przeczytać twój siódmy rozdział! Będąc jeszcze na ulicy, przystanąłeś, wyjąłeś z teczki tekst i zacząłeś pośpiesznie czytać ostatni rozdział. Już po kilku wersach doszedłeś do wniosku, że nie nadaje się on do druku. Schowałeś więc szybko ów rozdział do kieszeni i z podniesioną głową wszedłeś do budynku wydawnictwa.
Po kilku godzinach właściciel wydawnictwa zaprosił cię do swojego gabinetu. Siedzieliście naprzeciw siebie w bufoniastych fotelach, a on pełen podziwu przez siedemnaście minut zachwalał twe dzieło. Byłeś dumny i szczęśliwy... Troszkę przeszkadzał ci jedynie ów uwierający siódmy rozdział, który wypychał kieszeń. Nic jednak nie mówiłeś... Pod koniec rozmowy, kiedy stałeś już we drzwiach, właściciel wydawnictwa rzucił: "Książka jest świetna. Będzie z pewnością nominowana do wielu nagród literackich, a może nawet do Nagrody Nobla. Jest wspaniała, ale miałem wrażenie, że zabrakło w niej jednego rozdziału..." - spojrzał na ciebie zawieszonym wzrokiem. Spoconą ręką namacałeś w kieszeni pomięty plik papierów, bąknąłeś coś pod nosem i zbiegłeś schodami na ulicę.
Biegłeś czym prędzej do domu. Nie zauważyłeś nawet, że kartki z siódmym rozdziałem rozsypały się na chodniku. O stracie zorientowałeś się dopiero w domu. I mimo że wróciłeś na ulicę i długo szukałeś, zagubiony rozdział już się nie odnalazł...
Wydawca sprzedał książkę w milionach egzemplarzy. Została niebawem przetłumaczona na kilka języków. Cieszyła się ogromnym powodzeniem. Wreszcie otrzymałeś upragnione zaproszenie do Sztokholmu na wręczenie nagród dla najlepszych powieściopisarzy. Do zaproszenia dołączono bilet lotniczy i rezerwację w jednym z najlepszych hoteli...
W uroczystej akademii siedziałeś w pierwszym rzędzie, pośród najwybitniejszych pisarzy. Wreszcie przyszedł moment odczytania nazwisk czterech najlepszych autorów. Wyczytano ostatnie, czwarte nazwisko. To ktoś, kto uzyskał najgorszą lokatę. Z ulgą odetchnąłeś, nie wyczytano ciebie. Trzecie nazwisko również nie było twoje... Po cichu liczyłeś na pierwsze miejsce. Niestety... Byłeś wstrząśnięty i rozczarowany. A więc ktoś napisał coś lepszego od ciebie!!! Zazdrość gryzła cię wewnątrz, wykręcała ci gałki oczne, ale czyniłeś wszystko, by nie dać po sobie tego poznać, zagryzłeś wargi do bólu, ale promiennie się uśmiechałeś. Po wręczeniu ci nagrody usiadłeś w fotelu i z zapartym tchem oczekiwałeś wyczytania laureata pierwszej nagrody. Kto napisał coś lepszego od ciebie? Pożerała cię ciekawość.
Sala umilkła. Wyczytano nazwisko zupełnie nieznane w środowisku literackim. Wszyscy byli zdumieni. Ale kiedy przeczytano tytuł książki, wcisnęło cię w fotel z rozpaczy. Tytuł brzmiał: "Siódmy rozdział"...
Najgorsze przeczucia szarpały ci wnętrzności. Przewodniczący komisji ze łzami w oczach wyznał wobec wszystkich zebranych, że w powieści odnalazł bliźniacze podobieństwo do swoich przezżyć. Chwila, w której wziął do ręki "Siódmy rozdział", była jednym z najpiękniejszych momentów jego życia. Jego szczere wyznanie głęboko poruszyło wszystkich. Długo opowiadał o tym, że żadna książka do tej pory nie zrobiła na nim tak wielkiego wrażenia.
Po zakończonej uroczystości gnała cię tylko jedna myśl: Kupić tę książkę i przekonać się, czy czasem nie jest ona owym zagubionym rozdziałem! Wpadłeś do pierwszej księgarni, rzuciłeś pieniędzmi, wyszarpałeś zaskoczonej sprzedawczyni książkę z rąk i zanim ta wydała ci resztę, zatopiłeś wzrok w pierwszej stronie tekstu. Stałeś jak posąg.
Oto w ręce miałeś swój rozdział, zagubioną cząstkę swojej książki! To, co najcenniejsze zostało przez ciebie odrzucone i zmarnowane, a ktoś inny zrobił na tym karierę... Autor był po prostu szczęśliwym spryciarzem, znalazcą twojego zagubionego pakietu. Sprytnie podał się za jego autora, choć w rzeczywistości był zwykłym złodziejem (s. 29-32).

A propos Maryi... Jestem przekonany, że Pan Bóg nie przygotował Matce Jezusa sielanki... Maryja przeżyła niejedną ciemność... Teologowie nazywają to kenozą - wewnętrznym ogołoceniem... Tak było pod krzyżem (J 19,25)... Tak było w czasie ofiarowania w świątyni, gdy usłyszała Symeona: "A Twoją duszę miecz przeniknie..." (Łk 2,35). W Apokalipsie czytamy: "I stanął Smok przed mającą rodzić Niewiastą, ażeby skoro porodzi, pożreć jej dziecię (...). A kiedy ujrzał Smok, że został strącony na ziemię, począł ścigać Niewiastę, która porodziła Mężczyznę. I dano Niewieście dwa skrzydła orła wielkiego, by na pustynię leciała na swoje miejsce (...). A Wąż za Niewiastą wypuścił z gardzieli wodę jak rzekę, żeby ją rzeka uniosła. Lecz ziemia przyszła z pomocą Niewieście i otworzyła ziemia swą gardziel, i pochłonęła rzekę (...). I rozgniewał się Smok na Niewiastę, i odszedł rozpocząć walkę z resztą jej potomstwa (...). I stanął na piasku [nad brzegiem] morza" (Ap 12,4.13-14a.15-18). Jak się wczytamy w to, co przedstawił św. Jan, możemy się przerazić... Maryi groziło wielkie niebezpieczeństwo... Oczywiście, że była "pod ochroną" Boga ("otrzymała dwa skrzydła", tzn. wiarę w ciągłą Bożą obecność i całkowite zaufanie w Bożą wszechmoc), ale to nie oznacza, że w życiu Matki Pana wszystko było łatwe i proste...
A propos męki Jezusa... Na płaszczyźnie dziejowej Pan cierpiał i umierał w Wielki Piątek... Gwoli ścisłości, to nie były trzy godziny, lecz dłuższy czas - Jezus cierpiał też w Getsemani (w Wielki Czwartek)..., był również biczowany, ukoronowany cierniem, niósł krzyż... To trwało długo..., ale skończyło się, gdy Pan wydał ostatnie tchnienie...  Ale jest jeszcze drugi wymiar Tajemnicy Jezusa: ponaddziejowy, wieczny... Co mam na myśli? To, że Jezus cierpi i umiera ciągle... Nie przestaje cierpieć i umierać... To trwa... To się nie kończy... To dzieje się na płaszczyźnie duchowej - liturgicznej... To, co Jezus przeżywa, jest niewidzialne, ale rzeczywiste... Pan ciągle umiera... W Sercu Pana jest nieskończone - niekończące się cierpienie... Trudno to pojąć... Nieskończona MIŁOŚĆ, która jest niekochana i odtrącona, cierpi w sposób nieskończony... Dla Pana Boga drogi jest każdy człowiek, więc każde odejście od Stwórcy rodzi najgłębszy smutek...
A propos pytania: jak odczytywać Ewangelię w zwykłych, szarych dniach? Staram się zawsze chwycić Słowa... Wierzę, że to, co Pan powiedział (powie), ma w sobie nieskończoną Moc... Jest to potęga Kreatora, który działa(ł) SŁOWEM! Więc gdy dotykam Słowa Bożego, usiłuję uwierzyć z całego serca i z całej duszy, że Pan Bóg będzie działał! Jestem przekonany, że Stwórca ceni zwyczajny świat..., że Jezusowi podobają się zwykli ludzie i szara rzeczywistość... Codzienność może być sakramentem obecności Boga w świecie...
Jako człowiek jestem zanurzony w zwyczajnym świecie... Moja codzienność nie jest pełna uniesień i euforii... Oczywiście zdarzają się słoneczne dni..., gdy wszystko na świecie zdaje się potwierdzać, że Pan Bóg jest baaaardzooo blisko... Wtedy mam jasność - wiem, że moja droga to walka o odkrywanie cudownej i pokornej obecności Boga w prozie życia... Wtedy bardziej czuję, że Bóg mi dopomaga... I ufam, że Emmanuel będzie przychodził ze skuteczną pomocą... Ale są też pochmurne dni..., gdy brakuje słońca i jasności... Jest to jednak czas, który nie uznaję za stracony czy gorszy... Co więcej, mam intuicję, że wtedy Pan Bóg jest bliżej mnie... To nic, że nie "czuję", że jest ze mną... Przeżywanie Bożej obecności nie jest ważniejsze od samej Obecności...
Kiedyś przypomniałem sobie o starej, ale bardzo pięknej piosence zespołu o zagadkowej nazwie Frankie Goes to Hollywood. Przebój ma już niemal 30 lat i nosi tytuł: The Power Of Love. Teledysk jest ściśle biblijny...
http://www.youtube.com/watch?v=ShN8UIk5-mw
Na koniec jeszcze dwa cytaty.
Pierwszy to fragment felietonu ks. Józefa Augustyna SJ z Gazety Krakowskiej (niestety mam tylko wycinek, bez daty ukazania się numeru): Z powodu Ciebie zabijają nas przez cały dzień, uważają nas za owce przeznaczone na rzeź (Rz 8,36). "W jednej z ruin warszawskiego getta, pomiędzy stosami osmalonych kamieni i ludzkich kości, odnaleziono zamknięty w butelce następujący testament spisany przez Żyda imieniem Josel Rakower w ostatnich godzinach warszawskiego getta". Tak zaczyna się poemat żydowskiego poety Zvi Kolitza "Josefa Rakowera rozmowa z Bogiem". Informacja podana we wstępie nie jest prawdziwa, to tylko zabieg literacki: Kolitz nie brał udziału w powstaniu żydowskim, a poemat napisał kila lat po wojnie. Autor, wczuwając się w tragizm ginącego getta, usiłuje wyobrazić sobie heroiczną modlitwę pobożnego Żyda w obliczu śmierci. "Mój rebe - czytamy w zakończeniu poematu - opowiadał mi często historię pewnego Żyda, który z żoną i dzieckiem zbiegł przed inkwizycją hiszpańską i na małej łódce przeprawił się przez burzliwe morze na skalistą wyspę. Uderzył piorun i zabił mu żonę. Nadciągnął sztorm i rzucił dziecko w morze. Samotny jak palec, nagi i bosy, chłostany sztormem, przerażony grzmotami i błyskawicami, [...] ze wzniesionymi ku Bogu rękoma zwraca się do Niego: <Boże Izraela, uciekłem tu, by Ci bez przeszkód służyć: wypełniać Twe przykazania i święcić Twe Imię. Ty jednak czynisz wszystko, bym w Ciebie nie wierzył. Jeżeli jednak myślisz, że Ci się uda tymi pokusami odwieść mnie od właściwej ścieżki, powiadam Ci, Boże mój i Boże moich ojców: nic Ci to nie pomoże. Możesz mi ubliżać, możesz mnie zabić, możesz zabrać mi wszystko, [...] możesz mnie na śmierć zadręczyć - ja zawsze będę w Ciebie wierzył! Zawsze będę Cię kochał, zawsze - na przekór Tobie samemu!>.
Drugi fragment pochodzi z książki włoskiego myśliciela i publicysty Daniele Garoty pt. Bezsilna wszechmoc: A oto jak midrasz obrazuje chwilę objawienia na Synaju: "Tablice miały szerokość sześciu łokci. Dwa łokcie były w rękach Boga. Dwa następne w rękach Mojżesza. W środku dwa łokcie były puste" (...). To na obszarze tych dwóch łokci - jak snuje swą refleksję Maharal z Pragi - na tym neutralnym, pośrednim obszarze, ma miejsce prawdziwa komunikacja między Bogiem a człowiekiem. Rzeczy dziejące się na tym obszarze mogą zaskoczyć samego Boga. Jak uczy hebrajska tradycja, w świecie biblijnym nie ma gwarancji i ubezpieczenia na naszą przyszłość. Stworzenie musi być otwarte na wszystkie możliwości, także na te nieprzewidziane, na upadek i bankructwo. Bóg miałby stwarzać improwizując: dając początek światu, miałby wykrzyknąć: "halway she-ya'amod", "Oby tylko wytrzymało!". I właśnie na mocy tych pustych przestrzeni, gotowych do wypełnienia dzięki wzajemnemu zaufaniu, "pakt" żyje własny życiem i jest respektowany. Są to puste obszary, w których codziennie działa Bóg, wiele oczekując od człowieka. W te obszary wkład też swoje ręce, brudząc je i raniąc (...). Jest to obszar wolności, ale także obszar lęku: miejsce, w którym Bóg zaryzykował wszystko, w którym można otrzymać Królestwo, ale także krzyż; chwałę, ale także przegraną (s. 34n)...

Rzekł więc Jezus do Dwunastu: Czyż i wy chcecie odejść? Odpowiedział Mu Szymon Piotr: Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego. A myśmy uwierzyli i poznali, że Ty jesteś Świętym Boga...

Komentarze

  1. PISZE KSIADZ: „Słowo Pana zdaje się być twarde, gdyż jako ludzie mamy wielki problem ze zrozumieniem Bożych planów. Częstokroć to, co dzieje się w życiu, może być dla nas zbyt trudne do pojęcia i przyjęcia... Zdarza się, że Słowo Boże jest ciężkie jak wielki krzyż... ”- TAK i to jest prawda wszak ja nie rozumiem Bożego planu wobec mnie – rzekomo najlepszego- tylko ze najlepszego dla Boga – a nie dla mnie!... Lecz Bóg ma to gdzieś …. Milczy i tylko tyle …. Wczoraj chciałąm się wsłuchac , wyciszyc w kosciele lecz nie dałam rady ….Dzisiaj bedac w katedrze kleczac zdałam pytanie – już po raz kolejny- dlaczego Boże Ty nie chcesz żebym ja byłą szczęśliwa???? Dlaczego ? czyżby to kara za to co robiłam w pewnym momencie mojego zycia kiedy byłam na dnie? Lecz przecież z tego się spowiadałam – wiec skoro mi przebaczyłeś to dlaczego chcesz żebym była „samotna” itd. jednych obdarowujesz wszystkim a innych czyli mnie traktujesz jak jakąs najgorsza grzesznicę … why? Owszem jestem grzesznicą ....ale jak Ty zgotowałeś mi tak świetne życie – i mimo iż zaprzestałam robić to w co wpadłąm – Ty dalej to najwidoczniej pamiętasz skoro wiesz czego pragnę ale Ty oczywiście stwierdziłeś że masz dla mnie lepszy plan…. Tylko ja w tym Twoim planie cierpie …. No chybą że Ci Boże o to chodzi?.... i widzisz co się znowu dzieje mam pretensje do Ciebie i będę miała…. Nie mam siły iśc do spowiedzi, nie mam siły z nikim o tym rozmawiać bo będzie coś w stylu Bog ma dla Ciebie najlepszy plan itd. ….stara śpiewka tylko ja nie rozumiem dlaczego jestem gorzej przez Boga traktowana???? …. Dlaczego akurat Ja????? No chyba że On mi nie wybaczył moich grzechów ? ale wtedy to już całkiem nie zrozumiem słow: Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążenie jesteście, a Ja was pokrzepię…. Oraz że |Bóg jest miłosierny…. Raczej stwierdzam iż Bóg za dobre wynagradza a za złe karze- i mnie będzie karał całe życie ! a ja mam w dupie taki plan jaki On dla mnie przygotował! … … ale On milczy …. A moja droga do spowiedzi = zapiecie na szyfr do którego nie mam hasła…. Skąd brac na to wszystko siłę? Od milczącego Boga???? No właśnie …. Bóg kocha niesprawiedliwie tj rozdziela swoją miłośc niejednakowo na ludzi... jednych kocha bardziej a drugich mniej i ja zaliczam się do tej drugiej grupy..... :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga Owieczko,
      ...:-(tyle tu smutku i cierpienia... Co mogę napisać? Nie jest dobrym zamiarem tłumaczyć cierpiącemu człowiekowi cierpienie... Tu ludzkie słowa są zbyt słabe i małe... Tu liczy się obecność, towarzyszenie i współczucie... Ważna jest też modlitwa i duchowe wsparcie...

      Jednak odpiszę, dotykając niektórych zdań i kwestii... Mocno wierzę, że Boży plan jest naprawdę najlepszy... Bo jest to pragnienie, byśmy byli szczęśliwi... Dlaczego to się nie spełnia? Czy Bóg rzeczywiście milczy? Czy zaniechał działania? Wierzę, że gdy cierpię (gdy jest mi źle), Pan Bóg jest w samym centrum bólu, który mnie niszczy... Nie jest na zewnątrz mnie... Nie patrzy na mnie z pozycji wysokiego Nieba i nie myśli: "Odbiorę ci łaskę i sprawdzę Twoją wytrzymałość... I zobaczę, czy sobie poradzisz?" To nie jest tak... Bóg jest we mnie zawsze... I zawsze przeżywa to, co ja... Tu nie ma różnicy... Emmanuel jest jednością ze mną... Pan przeżywa to, co ja... Nawet jeśli czuję, że jestem sam..., nawet wtedy, gdy wszyscy mnie zostawili..., Pan jest ze mną... Jest... To dla mnie wielki dar... Gdy płaczę, Bóg płacze... Gdy umieram, Bóg umiera... Pan nie jest w lepszym położeniu... Jest ze mną solidarny i uczestniczy w moim życiu...
      Sądzę, że nasze rozumienie wszechmocy Pana Boga nie jest Boże... Często myśląc o (wszech)mocy, mamy na myśli władzę... Więc być może rodzą się w nas myśli: "Boże, jeżeli jesteś wszechmocny, uczyń cuda... Pokaż, co potrafisz..." Ale Boża wszechmoc jest potęgą MIŁOŚCI..., nie władzy i siły... Dlatego Pan nie zszedł z krzyża, choć mógł... Boża logika nie jest naszą... I tu rodzi się niezrozumienie...
      Co do grzechów wyznanych na Spowiedzi, Pan wszystkie odpuszcza... I nie karze za grzechy... To człowiek sam ściąga na siebie karę...
      Lb 6,24nn +++
      Pamiętam w modlitwie...

      Usuń
    2. DZIĘKUJE ZA TO ZE KSIĄDZ JEST!.... DZIĘKUJE ZA MODLITWE! I ZA KSIĘDZA POMOCNĄ DŁOŃ!....

      Usuń
  2. Kiedy mówisz

    Nie płacz w liście
    nie pisz że los ciebie kopnął
    nic ma sytuacji na ziemi bez wyjścia
    kiedy Bóg drzwi zamyka - to otwiera okno
    odetchnij popatrz
    spadają z obłoków
    małe wielkie nieszczęścia potrzebne do szczęścia
    a od zwykłych rzeczy naucz się spokoju
    i zapomnij ze jesteś gdy mówisz że kochasz

    /ks. J. Twardowski/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ...jak zwykle - ks. Twardowski ujmuje istotę...
      Lb 6,24nn
      +++

      Usuń
  3. :).... "Tym ,co jest w nas najcenniejsze,jest zwykle to,czego nie potrafimy zaakceptować i przyjąć.To rozdział naszych bolesnych wspomnień.
    A właśnie ten rozdział jest godny najwyższej nagrody!
    Nie Nobla-NIEBA ! " (A.Pelanowski"Siódmy rozdział")


    "zapomnij ze jesteś gdy mówisz że kochasz.."-..cudowne,piękne i prawdziwe słowa....każdego dnia uczę się kochać...i nie myśleć o sobie..

    2Tm4,22+++

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz