Psalm 61, czyli modlitwa Syna "z krańców ziemi"...

Kierownikowi chóru. Na instrumentach strunowych. Dawidowy.
Słuchaj, o Boże, mojego wołania,
zważ na moją modlitwę!
Wołam do Ciebie
z krańców ziemi,
gdy słabnie moje serce:
na skałę zbyt dla mnie wysoką
wprowadź mnie,

bo Ty jesteś dla mnie obroną,
wieżą warowną przeciwko wrogowi.

Chciałbym zawsze mieszkać w Twoim przybytku,
uciekać się pod cień Twoich skrzydeł!

Bo Ty, o Boże, wysłuchujesz mych ślubów
i wypełniasz życzenia tych, co się boją Twojego imienia.
Przymnażaj dni do dni króla,
lata jego przedłuż z pokolenia na pokolenia!
Niech na wieki króluje przed Bogiem;
ześlij łaskę i wierność, aby go strzegły.
Wówczas będę zawsze imię Twe opiewał
i dnia każdego wypełniał me śluby.


..."Wołam do Ciebie z krańców ziemi"... Kto woła do Boga z samej krawędzi ziemi..., z marginesu świata..., z miejsca wygnania???

Syn Marnotrawny 

Henri J. M. Nouwen w książce pt. Powrót syna marnotrawnego, opisując misję Jezusa, cytuje Brata Pierre'a Marie Delfieux - założyciela Wspólnoty Jerozolimskiej: Ten, który narodził się (...) z samego Boga, pewnego dnia zabrał z sobą to, co było pod Jego stopami, i odszedł ze swym dziedzictwem, swym tytułem syna i ceną wykupu. Odszedł do dalekiej krainy... do odległej ziemi... gdzie ogołocił się i stał się podobny człowiekowi. (...) Jak korzeń w jałowej ziemi wyrósł przed nami, wzgardzony, najmniejszy z ludzi, od którego odwraca się twarz. Bardzo wcześnie poznał, co to wygnanie, wrogość, osamotnienie... Po tym, jak rozdał wszystko w swym szczodrym życiu, swą wartość, pokój, światło, prawdę, życie... wszystkie skarby wiedzy i mądrości; (...) po tym, jak się zagubił pośród zagubionych dzieci z domu Izraela, spędzając czas z chorymi (a nie dobrze się mającymi), z grzesznikami (a nie ze sprawiedliwymi), a nawet z prostytutkami, którym obiecał, że wejdą do Królestwa Jego Ojca; po tym, jak został potraktowany niczym żarłok i pijak, przyjaciel grzeszników i celników, Samarytanin, opętany, bluźnierca; po tym, jak ofiarował wszystko, nawet swoje ciało i krew; po tym, jak poczuł w sobie głęboki smutek, lęk i trwogę duszy; po tym, jak sięgnął dna rozpaczy, którą dobrowolnie się okrył, jakby był opuszczony przez Ojca, z dala od źródła wody życia - zawołał z krzyża, do którego Go przybito: "Pragnę".

Jezus jako "Syn Marnotrawny" mógł wołać do Ojca: "...gdy słabnie moje serce: na skałę zbyt dla mnie wysoką wprowadź mnie"... Cóż to mogła być za skała? Kalwaria? Niegdyś miejsce za miastem - "na krańcu" Jerozolimy, gdzie Pan doszedł z ciężkim krzyżem. Ale dlaczego zbyt wysoka? Przecież w wymiarze fizycznym Golgota nie była wielką górą. Być może brzmi tu echo Getsemani i wołania: "Abba, Ojcze, (...) zabierz ten kielich ode Mnie" (Mk 14, 36). [W psalmie] Pan zaraz dodaje: "Ty jesteś dla mnie obroną, wieżą warowną przeciwko wrogowi", [w Ogrójcu] "...dla Ciebie wszystko jest możliwe..." (Mk 14, 36). Jezus - Syn (Boży i Człowieczy) bez wątpienia tęsknił za Ojcem. Kochał Niebo! Dlatego marzył: "Chciałbym zawsze mieszkać w Twoim przybytku, uciekać się pod cień Twoich skrzydeł!"

Komentarze